e-bloger.pl

Wszystko, co warto wiedzieć

Sportowe

Finał Ligi Mistrzów: Prasa określa go jako powrót do przeszłości

To finał Ligi Mistrzów, jakiego od dawna nie było i jaki już pewnie się nie powtórzy” – piszą o meczu Realu Madryt z Borussią Dortmund brytyjskie media i nie mają wcale na myśli tego, że w sobotę na Wembley (początek o godz. 21) nie zagra żaden angielski klub.

Wskutek tego, że do rozgrywanego w Londynie finału nie zakwalifikował się żaden klub z Premier League główną uwagę brytyjskich mediów skupia pojedynek dwóch angielskich piłkarzy, którzy zagrają przeciwko sobie – Jude Bellingham z Realu Madryt i Jadon Sancho z Borussii. W drugiej kolejności – fakt, że jest to ostatni mecz dla legend każdego z klubów – Toniego Kroosa z Realu i Marco Reusa z Dortmundu.

Oczywiście wszyscy są zgodni, że faworytem jest zespół ze stolicy Hiszpanii.

Wyjątkowy finał

Ale niektóre gazety, patrząc szerzej, zwracają uwagę, że ten finał jest z kilku powodów wyjątkowy. „The Independent” pisze, że finał Ligi Mistrzów może być najważniejszym meczem w klubowej piłce nożnej, ale rzadko dochodziło w nim do starcia dwóch najlepszych drużyn w Europie, bo te zwykle spotykały się wcześniej w fazie pucharowej, jak w ostatnich latach Real Madryt i Manchester City. Gazeta zauważa, że ta osobliwość sięga jeszcze dalej wstecz, bo w ciągu 11 lat od ostatniego występu Borussii na tym etapie, było sześć finałów, w których był jeden wyraźny faworyt, w tym zeszłoroczny mecz między Manchesterem City a Interem Mediolan.

  1. Mistrzowska Liga bez miliarderów
  2. Finansowe aspekty
  3. Szczęście odgrywa ważną rolę

Może to być również ostatni taki rok. Od przyszłego sezonu w rozszerzonej „Super Lidze Mistrzów” fazy pucharowe będą w całości rozstawione po pierwszej rundzie ligowej. Tak więc, chociaż Real Madryt i Arsenal mogą ponownie znaleźć się po tej samej stronie drabinki, jest mało prawdopodobne, aby Madryt, City, Arsenal i Bayern Monachium znalazły się w komplecie po tej samej stronie. Lub kimkolwiek będą cztery najlepsze drużyny w przyszłym sezonie.

Bez miliarderów

Financial Times” zwraca uwagę z kolei, że jest to pierwszy finał Ligi Mistrzów od 2017 r. bez przynajmniej jednego klubu, który jest własnością miliardera lub funduszu majątkowego państwa. Pomimo całego gadania o tym, jak bardzo zamożne, wspierane przez państwo kluby podbiły europejską piłkę nożną, tegoroczny finał Ligi Mistrzów jest powiewem przeszłości, bo o najwyższy zaszczyt walczą dwie drużyny kontrolowane przez fanów.

Finansowe aspekty

Podkreśla, że by dotrzeć do finału, obie musiały pokonać przeciwników finansowanych przez petropaństwa. Mistrzowie Hiszpanii wygrali w ćwierćfinale z Manchesterem City wspieranym przez Abu Zabi, natomiast Dortmund pokonał w półfinale Paris Saint-Germain należące do Kataru.

Widać wyraźnie, że na boisku stara europejska gwardia wciąż może konkurować z najlepszymi futbolowymi nuworyszami, podczas gdy organy zarządzające przyznają, że powściągnięcie potęgi państwowych bogactw ma kluczowe znaczenie dla długoterminowej kondycji gry. Zaznacza, że oczywiście Real i Dortmund wcale nie są nędzarzami, bo według firmy analitycznej Deloitte, mistrzowie Hiszpanii osiągnęli w ubiegłym roku najwyższe przychody w światowej piłce nożnej, podczas gdy niemiecki klub zajął 12. miejsce.

Real, mimo że jest własnością członków klubu, nie ma problemu z przyciąganiem ani kapitału, ani gwiazd światowego formatu, jak Bellingham czy od nowego sezonu Kylian Mbappe.

Szczęście odgrywa ważną rolę

Jak zawsze w piłce nożnej, istotną rolę w kształtowaniu składu dzisiejszej rywalizacji odegrało szczęście. Real potrzebował rzutów karnych, by pokonać City w ćwierćfinale, podczas gdy Dortmund wytrzymał nawałnicę ataków PSG w półfinale. Był taki moment, gdy finał Katar kontra Abu Zabi wydawał się bardziej prawdopodobny niż nie — pisze „FT”.