„Świątek powtarza wyczyn Sereny Williams – co za niesamowity sukces!”
Królowa ziemi, królowa – te określenia Iga Świątek słyszała już nieraz. W sobotę po raz kolejny w tym roku potwierdziła, że nieprzypadkowo do niej przylgnęły. Bo takiego sezonu jak obecny na ukochanej „maçce” jeszcze nie miała. Po ostatniej piłce wygranego 6:2, 6:1 finału z Jasmine Paolini padła na kolana, ale to ona ma teraz u stóp cały tenisowy świat.
„Jak opisałabyś swój poziom pewności siebie na kortach ziemnych?” – zapytał Świątek jeden z dziennikarzy w czwartek po awansie do finału paryskiej imprezy. Ona wzruszyła wtedy tylko ramionami i rzuciła krótko w swoim stylu: „Wysoki”, wzbudzając śmiech na sali. Nie rozpędzała się nad tym, ale przyznała to, co w jej przypadku, oczywiste. Bo trudno o brak wielkiego komfortu, jeśli w szóstym starcie w jednym z czterech najbardziej prestiżowych turniejów na świecie po raz czwarty jesteś w finale, a na koncie masz już trzy tytuły.
Do tego pełny bilans meczów to 34-2, a od sobotniego popołudnia 35-2. I chociaż tenisistka pracująca z trenerem najbardziej upodobała sobie „maçkę” w Paryżu, to miłością darzy także tę w innych miastach. Jej statystyki dobitnie to potwierdzają – w całej karierze wygrała 84 spotkania na tej nawierzchni, przegrywając zaledwie 10. Bilans z ostatnich dwóch lat jeszcze mocniej pokazuje jej dominację – 57-4.
I chociaż nigdy nie można wręczać pucharu przed finałem, to nie dziwi, że Justine Henin mówiła już wcześniej, że na ziemi Polka nie ma obecnie zbyt wielu konkurentek, a Lindsay Davenport, że nie da się być większą faworytką w finale wielkoszlemowym, niż Świątek w Paryżu. A takiego sezonu jak teraz na „cegle” 23-latka jeszcze nie miała. Wygrała już 21 meczów, przegrywając zaledwie jeden. Tym „rodzynkiem” jest półfinał w Stuttgarcie, pierwszego startu na tej nawierzchni. Potem były już tylko sukcesy – w Madrycie, Rzymie i Paryżu, do którego wróci za niespełna dwa miesiące na igrzyska.
Występy Igi Świątek na kortach ziemnych w latach 2022-24
Nie tylko dominacja Polki na „cegle” sprawiła, że jej zwycięstwo wydawało się tak pewne teraz. Nie umniejszając nic Paolini, która na początku spotkania efektownie stawiała opór faworytce. Tyle że od połowy pierwszego seta debiutująca w grze o taką stawkę Włoszka o polskich korzeniach już odbijała się tylko od ściany. Po Świątek przyzwyczaiła, że w finałach zwykle nie zawodzi i pokazuje się w najlepszym wydaniu (bilans 22-4, w tym 10-0 od ubiegłorocznego Rolanda).
W tegorocznej edycji paryskiej imprezy robiła to nieustannie od kluczowego momentu, którym był już mecz drugiej rundy. W pamiętnym dreszczowcu z Japonką Naomi Osaka wyszła w decydującym secie ze stanu 2:5 i obroniła piłkę meczową, a od tego momentu wygrała 64 z kolejnych 71 gemów. Dzięki sobotniemu zwycięstwu Świątek po raz trzeci triumfowała w Paryżu. Wcześniej dokonały tego tylko dwie tenisistki – Henin (2005-07) i Monica Seles (1990-92).
Polka dołączyła także do innej elitarnej trójki – pierwsze pięć finałów wielkoszlemowych przed nią wygrali tylko Seles (6-0) i (7-0). Dzięki czwartemu zwycięstwu w Roland Garros (w liczonej od 1968 r. Open Erze) zrównała się także pod tym względem z Henin, a zostawiła w tyle takie tuzy jak: Seles, Serenę Williams, Margaret Court czy Arantxę Sanchez Vicario. Powtórzyła też jeden z wyczynów Williams – legendarna Amerykanka jako ostatnia w 2013 roku wygrała trzy najbardziej prestiżowe imprezy na ziemi w sezonie (Madryt-Rzym-Roland Garros).
„Iga to szefowa. Wiemy, jak trudno jest wygrać ponownie jakiś turniej i pozostać w topowej formie przez długi czas. Iga ma w sobie coś wyjątkowego pod tym względem. Jest naprawdę mocna i jeśli pozostanie zdrowa, zachowa motywację, to może tu jeszcze wiele wygrać” – oceniła przed sobotnim pojedynkiem Henin. Kolejną okazję Świątek będzie miała już wkrótce – latem w turnieju olimpijskim na jej ukochanych kortach.