e-bloger.pl

Wszystko, co warto wiedzieć

Sportowe

Jeden człowiek wychodzi na bohatera – reakcje kibiców mówią same za siebie

Gdy schodził z boiska, kibice wstali z miejsc i bili brawo. Jacek Magiera zmieniając Nahuela w 85. minucie nie tyle chciał dać mu odpocząć, co pozwolić trybunom wyrazić wdzięczność. W końcu bez niego nie byłoby awansu do III rundy eliminacji. Zabrakłoby jakiegokolwiek błysku w ataku. Gdyby w 52. minucie nie huknął z dystansu, kibice nie zobaczyliby w grze Śląska Wrocław niczego pięknego.

Ba! Nie było w tym meczu żadnej bramkowej akcji, w której nie dotknąłby piłki. W chwili próby to właśnie Nahuel wziął odpowiedzialność za zespół osierocony przez Erika Exposito – kapitana i najlepszego strzelca poprzedniego sezonu. Wyznaczył kierunek. Pora, by reszta poszła za nim, bo przeciwko szwajcarskiemu St. Gallen jeden dobrze dysponowany ofensywny piłkarz może nie wystarczyć.

Udało się rozwiązać największy problem Jagiellonia Białystok i Legia Warszawa po wysokich zwycięstwach przed tygodniem nie mogły odpaść, a Wisła Kraków w Wiedniu skazana była na porażkę (skończyło się aż 1:6), więc to mecz Śląska Wrocław z Riga FC emocjonował najbardziej.

To na zespole Jacka Magiery przed rewanżami ciążyła też największa presja. Do zarobienia były spore pieniądze – 550 tys. euro za awans do kolejnej rundy kwalifikacji Ligi Konferencji, do zdobycia pozostawały punkty do rankingu UEFA, które w przyszłości powinny ułatwić wszystkim polskim klubom zakwalifikowanie się do faz zasadniczych europejskich pucharów, ale najważniejsze było to, by Śląsk po prostu wyszedł z tego dwumeczu z twarzą.

Pora na rewanż

I choć to przykre, bo wicemistrz Polski mierzył się z wicemistrzem Łotwy – 34. ligi w Europie, to niczego nie można było być pewnym. Nie dość, że porażka 0:1 w pierwszym meczu była absolutnie zasłużona, to jeszcze wpisała się w szerszy obraz początku sezonu. Śląsk zwyczajnie na niego zaspał – dwa mecze przegrał, jeden z remisował i w każdym z nich błyskawicznie tracił bramkę: z Lechia Gdańsk w 12. minucie, z Riga FC w 7., a z Piastem Gliwice w 8.

Po każdej z tych bramek długo się odkręcał. Odszedł Exposito i zaczęły piętrzyć się problemy: z wykreowaniem okazji, z wykorzystaniem tych, które już się pojawiły, ze zdominowaniem rywali, z uzależnieniem ofensywy od Nahuela czy z obsadzeniem pozycji napastnika – jedynym zdrowym pozostaje Sebastian Musiolik, który nigdy nie zdobywał wielu bramek (bilans w ekstraklasie to 13 goli w 125 meczach) i pierwsze tygodnie we Wrocławiu nie przyniosły zmiany.

Nie dość więc, że Śląsk podchodził do rewanzu z Rygą bez formy i widocznego pomysłu, jak poradzić sobie z brakiem Exposito, to jeszcze rywale tydzień wcześniej pokazali, że potrafią z piłką zrobić więcej niż można się było spodziewać. Kultura gry i operowanie piłką były po ich stronie. Magiera po pierwszym meczu narzekał na zbyt emocjonalne podejście swoich piłkarzy, przed rewanżem apelował przede wszystkim o koncentrację.

Ostateczne rozstrzygnięcie

Sami piłkarze w rozmówkach z dziennikarzami wydawali się niezbyt rozumieć, dlaczego początek sezonu wygląda w ten sposób. Jedna udana połowa wystarczyła do awansu. Śląsk Wrocław zna już kolejnego rywala I w rewanżu łatwo nie było. Mecz bardzo falował. Dobrze zaczął go Śląsk Wrocław, a nagrodą za to był rzut karny podyktowany już w 5. minucie po faulu na Piotrze Samcu-Talarze. Rywale gubili się pod naciskiem wicemistrzów Polski i popełniali proste błędy.

Dlatego tym bardziej szkoda, że Śląsk od razu po pierwszym golu nie poszedł za ciosem. Zamiast tego odpuścił, obniżył pressing i pozwolił rywalom dłużej utrzymywać się przy piłce. Każda kolejna akcja Rygi sugerowała, że trudno będzie dotrwać z jednobramkowym prowadzeniem do końca meczu. Najpierw w dwóch akcjach Śląsk został uratowany przez bramkarza, Rafała Leszczyńskiego, a później Ramires nie wykorzystał znakomitej sytuacji.

W końcu – w 33. minucie – Hrvoje Babec wbił piłkę do bramki na 1:1. Patrząc na liczbę okazji, to rywale schodzili na przerwę z niedosytem. Śląsk wywalczył i wykorzystał rzut karny, ale od tamtej pory nie przeprowadził ani jednej składnej akcji. Nie wiemy, co Jacek Magiera powiedział swoim piłkarzom w szatni, ale wyglądało na to, że przede wszystkim zdołał ich obudzić i dodać im energii. Wyszli na boisko naładowani. Jeszcze bardziej niż na pierwszą połowę.

Zadanie wykonane

I z jeszcze lepszym skutkiem, bo tym razem już trzy minuty po bramce Simeona Petrova kolejnego gola strzelił Nahuel. Wtedy wreszcie powiało europejskimi pucharami – piękne było i dośrodkowanie na głowę Bułgara i strzał pod poprzeczkę, który dał gola na 3:1. Magiera na pewno lepiej trafił ze zmianą zawodnika, gdy wpuścił Marcina Cebulę w miejsce Filipa Rejczyka niż trener Rygi wprowadzając na boisko Brian Orosco. Argentyński pomocnik już cztery minuty po wejściu dostał czerwoną kartkę za kompletnie niepotrzebny wślizg w środku pola.

Nie dość więc, że Śląsk prowadził 3:2 w dwumeczu, to jeszcze ostatnie pół godziny grał w przewadze. A i tak nie obyło się bez strachu, bo Mouhamed Ngom fantastycznie uderzył z rzutu wolnego i trafił w słupek. Śląsk mógł zadbać o znacznie spokojniejszą końcówkę meczu, ale znów dała o sobie znać nieskuteczność ofensywnych piłkarzy. Najlepsze okazje marnowali Samiec-Talar i Musiolik.

Druga połowa rewanżu i tak była dla Śląska jedyną udaną w całym dwumeczu. I całe szczęście, że wystarczyła do awansu. Pieniądze zarobione, punkty zdobyte, a rozczarowania nie ma.

Śląsk zna już kolejnego rywala. To szwajcarski FC St. Gallen, który w II rundzie dwukrotnie wygrał z kazachskim Tobołem Kustanaj (4:1 i 1:0), a w poprzednim sezonie zajął piąte miejsce w Super League. Tym razem dobra połowa i jeden Nahuel Leiva mogą nie wystarczyć do awansu.