Rodzice domagają się większego wsparcia od rządu. Pokazali rachunki podczas „ołówkowej niedzieli”.
Świadczenie 300 plus wprowadził w 2018 r. rząd – wówczas PiS – pod oficjalną nazwą „Dobry start”. Ale nigdy nie było ono waloryzowane. Co najbardziej „zjada ołówkowe” według rozmówców Onetu?
Najdroższy był nowy plecak dla córki za 179 zł, czyli za ponad połowę tego 300 plus – słyszymy. Warto, aby rządzący rozważyli podwyższenie pomocy dla rodziców pierwszoklasistów właśnie do 500 zł – zwraca uwagę łodzianka, która pokazała nam swój rachunek z „ołówkowej niedzieli”.
W ostatnią niedzielę sierpnia rodzice uczniów ruszyli do centrów handlowych. Jest ona w kalendarzu uwzględniona jako handlowa właśnie ze względu na bliskość początku roku szkolnego. W jednym z łódzkich centrów pytaliśmy klientów, jak bardzo koszt posłania dziecka na lekcje odbiega od rządowego świadczenia 300 plus (ten „plus” to dodatkowe 100 zł, przysługujące odbiorcom zasiłku rodzinnego), czasem nazywanego „ołówkowym”. Jakie odpowiedzi usłyszeliśmy?
- 300 plus jest w tej wysokości już od sześciu lat.
- Świadczenie 300 plus wprowadził w 2018 r. rząd – wówczas PiS – pod oficjalną nazwą „Dobry start”. Przysługuje ono, za pośrednictwem ZUS, rodzicom na każdego ucznia (do 20. roku życia – pełnoletni mogą wnioskować do ZUS samodzielnie), ale nie obejmuje już studentów. W przeciwieństwie do 500 plus tzw. ołówkowe nigdy nie było waloryzowane.
„I to widać” – mówi Onetowi Ewelina z Łodzi, mama pierwszoklasistki (od września) z podstawówki oraz syna, który pójdzie do czwartej klasy. Wylicza, że tylko w „ołówkową niedzielę” wydała na różne przybory jednorazowo 552 zł (na dowód pokazuje rachunek na 560 zł, w którym jednak dwie pierwsze pozycje to zakupy spożywcze). „Najdroższy był nowy plecak dla córki za 179 zł, czyli za ponad połowę tego 300 plus. A nie kupiliśmy jeszcze strojów do szkoły, szykują się też inne wydatki” – opowiada Ewelina.
Co to za „inne wydatki”? „Niby państwo zapewnia w podstawówkach darmowe podręczniki, ale…” – Niby państwo zapewnia w podstawówkach darmowe podręczniki, ale nie w przypadku zajęć dodatkowych, czyli z religii – opowiada druga z łodzianek zapytana przez Onet w „ołówkową niedzielę”. „Za książkę na katechezę zapłacę z własnego portfela”.
Inny przykład „zajęć dodatkowych” z podręcznikiem, którego nie zrefunduje rząd, to drugi język obcy, nauczany w klasach IV-VI. Taką informację przekazała rodzicom między innymi jedna z podstawówek w Rzeszowie. Druga z rozmówczyń Onetu, mama trzecioklasistki i siódemki z podstawówki, również pokazała nam swój rachunek z „ołówkowej niedzieli”. Tego dnia wydała ona na różne przybory 465 zł (rachunek zamknął się kwotą 521 zł, ale obejmuje on również książkę, którą łodzianka kupiła dla własnej przyjemności, oraz dwa soczki).
„Dobrze pamietam, że w podstawówce najdroższe jest wysłanie dziecka do pierwszej klasy, bo to koszt grubo ponad 500 zł. 'Wyzjżej’ już część rzeczy jest kupiona i to obecne 300 zł pomocy, przy rozsądnym gospodarowaniu pieniędzmi, może pokryć większość potrzeb. Natomiast warto, aby rządzący rozważyli podwyższenie pomocy dla rodziców pierwszoklasistów właśnie do 500 zł” – opowiada kobieta okazująca Onetowi drugi z paragonów.
ZOBACZ: Co z pracami domowymi dla dzieci? Zmiany w szkolnictwie
I takiej sumy wydatków spodziewają się Natalia i Siergiej, pochodzący z Białorusi rodzice Jegora, który od września będzie pierwszoklasistą w łódzkiej podstawówce. „Teraz wydaliśmy 300 zł na zeszyty, kartony, kredki, ołówki, liczydło i inne tego typu 'podstawy’, ale ze strojami na pewno będzie pół tysiąca” – wylicza Siergiej pod wieczór „ołówkowej niedzieli”.