Trumpowa parada może budzić śmiech, ale stoi za nią przemyślany plan
„`html
Możemy lekceważyć wojskowe parady organizowane przez Donalda Trumpa, przypominające autorytarne demonstracje siły w Moskwie, Pekinie czy Pjongjangu, jednak jego najwierniejsi wyborcy są tymi pokazami zachwyceni. Wiele wskazuje na to, że wojsko również w dużej mierze popiera takie inicjatywy. Prezydent rzeczywiście przejawia prawdziwą fascynację militarnym sprzętem i widowiskami. Cieszy go widok równych szeregów żołnierzy maszerujących zgodnie w rytmie oraz celebracja górnolotnych symboli i gestów.
Poparcie wojska i wyborców
Podczas ostatnich wyborów Trump zdobył 65% głosów weteranów, podczas gdy Kamala Harris otrzymała zaledwie 34%. Wśród żołnierzy czynnej służby ta proporcja była jeszcze bardziej wyraźna: 70% do 20% na korzyść republikanów. Wynika to także z faktu, że 57% wojskowych utożsamia się z Partią Republikańską, a zaledwie jeden na dziewięciu z Demokratyczną. Chociaż politycy liberalni często deklarują publiczny szacunek dla żołnierzy oraz wdzięczność za ich służbę, to jednak nie odczuwają tego samego związku i atmosfery, którą zapewniają republikanie.
Kontrast w podejściu polityków
Spotkania polityków w bazach wojskowych pokazują wyraźną różnicę: przedstawiciele partii republikańskiej wchodzą w integrację z żołnierzami, żartują, uczestniczą we wspólnych przyśpiewkach i nie boją się prostych gestów czy wspólnego posiłku. Demokraci tymczasem sprawiają często wrażenie onieśmielonych, jakby znaleźli się w obcym miejscu, nie nadążając za wewnętrznym językiem i zwyczajami wojskowych.
Krytyka i reakcje na paradę
Gubernator Kalifornii, Gavin Newsom, określił paradę przypominającą wojskowe defilady jako „wulgarną szopkę”. Takie podejście spotkało się ze sprzeciwem, zwłaszcza ze strony środowisk wojskowych, dla których wojsko stanowi fundament narodowej siły. Trump od dawna chciał zorganizować potężną manifestację potęgi militarnej, choć brakowało ku temu oficjalnych powodów – zwłaszcza że wojsko nie maszeruje typowo przez miasta w czasach pokoju.
Amerykańska tradycja parad wojskowych
Ostatnia tak wielka parada miała miejsce 8 czerwca 1991 roku, po sukcesie operacji Pustynna Burza i wyzwoleniu Kuwejtu. Wzięło w niej udział 8 tysięcy żołnierzy, z generałem Schwarzkopfem na czele, a prezydent Bush podkreślał wtedy wagę poświęcenia dla wyższych wartości. Nawet wówczas nie brakowało głosów krytycznych, według których militarne manifestacje przypominające stylem totalitarne reżimy nie są najwłaściwszą metodą oddawania czci bohaterom.
Kwestia uzasadnienia i wydatków
Według przeciwników Trumpa, parada miała służyć głównie prezydentowi i jego wizerunkowi. Nie miała związków z upamiętnianiem doniosłych rocznic czy wydarzeń, ale była raczej demonstracją władzy wynikającej z egotyzmu. Dla zwolenników wydarzenie to było symbolem przywracania dawnych wartości, jednak zdecydowana większość społeczeństwa wykazała wobec niej powściągliwość i sceptycyzm.
- Sondaże pokazały, że 60% Amerykanów uważało, iż środki przeznaczone na paradę można spożytkować sensowniej, np. na opiekę zdrowotną lub wsparcie mieszkaniowe dla weteranów.
- 80% demokratów, 72% osób niezależnych oraz aż 45% republikanów wyraziło taką opinię.
Do dziś kwestia parad wojskowych budzi w Stanach Zjednoczonych dyskusje – dotyczą one zarówno sensowności takich widowisk, jak i celów, którym rzeczywiście służą.
„`