Generał Hodges ostrzega: Co się stanie, jeśli tego nie zrobimy? Poważne konsekwencje grożą
Raczej nie powiedziałbym, że taki konflikt to coś nieuniknionego. Nie można go jednak wykluczyć i jego prawdopodobieństwo zależy w znacznej mierze od nas.
Po pierwsze od przygotowania, bo przygotowywanie się na taki konflikt jest czymś absolutnie słusznym. To podstawa skutecznego odstraszania. Trzeba móc pokazać, że jest się w stanie walczyć i wygrywać.
Po drugie niezwykle ważne jest też wsparcie dla Ukrainy. Tak długo jak nie pozwolimy Ukrainie upaść, tak długo nie musimy się spodziewać wojny z Rosją. Jeśli temu nie zapobiegniemy, to będzie to wyraźnym sygnałem dla Kremla o braku naszej woli i potencjału przemysłowego.
Dodatkowo zawładnięcie Ukrainą zwiększy zasoby dostępne dla rosyjskiej machiny wojennej. Pozwalając Ukrainie przegrać, nie przygotowując się i przejawiając brak wspólnej woli, zwiększamy ryzyko, że Rosja podejmie kolejną katastrofalną decyzję.
Na pewno będzie to oznaczać bardzo dużą niepewność. Nie mam wiary w to, że on by zdecydowanie przeciwstawił się Władimirowi Putinowi. Trudno jednak spekulować, co konkretnie by zrobił.
Czy ograniczyłby zaangażowanie USA w NATO, czy też chciał w ogóle się wycofać z Sojuszu? Wiemy jednak, co sam mówił. Wiemy, co powiedział podczas swojej poprzedniej kadencji, że nie broniłby przed Rosją tych sojuszników, którzy nie wydają 2 procent PKB na obronność.
To było szalenie szkodliwe dla jedności NATO. Nie wierzę w to, że jednostronnie wycofałby USA z Sojuszu, choćby dlatego, że dopiero co w ubiegłym roku przegłosowano prawo to teoretycznie uniemożliwiające.
Może jednak zrobić dużo rzeczy, które sprawiają, że martwię się o to, co prezydentura Trumpa oznacza dla stabilności i bezpieczeństwa w Europie.
Europejskie potencjały i wyzwania
Oczywiście. Wystarczy spojrzeć na podstawowe statystyki dotyczące potencjału gospodarczego i demograficznego. Europejskie państwa NATO wielokrotnie przewyższają w nich Rosję. Zdecydowanie jest tu ogromny potencjał.
Jednak do jego skutecznego wykorzystania potrzeba woli. I tutaj jest problem. Bo na razie nie widzę w Europie dość silnej woli.
Na razie. Do jej wykrzesania potrzeba odpowiedzialnych i silnych przywódców, którzy będą w stanie przekonać społeczeństwa do zjednoczenia się i zrozumienia, jakim zagrożeniem jest Rosja.
- Polska
- Rumunia
- Panśtwa bałtyckie
- Finlandia
- Szwecja
Są na dobrym kursie. Inne, chociażby Francja, Hiszpania, Niemcy, Włochy, już nie. Zwłaszcza Niemcy muszą poważnie rozbudować swoje wojsko.
Jak jest wola polityczna, to pewne rzeczy mogą dziać się bardzo szybko. Co więcej, Europa nie startowałaby od zera. Choćby NATO zapewnia już dobrą strukturę dowodzenia. Dużo trzeba by jednak zrobić chociażby w kwestii logistyki.
Problemem byłoby wypadnięcie z równania amerykańskiego arsenału jądrowego. Zostałby tylko brytyjski oraz francuski, które są znacznie mniejsze od rosyjskiego.
Wymagałoby to szczególnego uodpornienia się na kremlowskie straszenie bronią jądrową, które działa nawet teraz, kiedy na stole jest arsenał USA.
Ponownie wracamy do roli odpowiedzialnych polityków rozmawiających ze społeczeństwami. Mówiących wyraźnie, że tu chodzi o przetrwanie.
Wpływ wyborów na przyszłość NATO
Jeśli chodzi o nią, to nie widzę tu niepewności oraz zagrożenia dla NATO. Jest zwolenniczką dobrych relacji transatlantyckich, jest za utrzymaniem zaangażowania USA w Sojusz. Ona nie wywołuje takich obaw jak Trump.
Podobnie jak jej współpracownicy, którzy trafiliby do jej administracji. To w otoczeniu Trumpa jest więcej ludzi chcących skupić się na Pacyfiku oraz Chinach.
Nie wydaje mi się. Oczywiście miliony Amerykanów, którzy chcą głosować na Trumpa, nie znikną po wyborach. Ewentualna zmiana ich poglądów to będzie długi proces.
To prawda, że w USA zawsze były tendencje izolacjonistyczne. Nasza geografia pozwala nam myśleć, że możemy się odsunąć od problemów świata. Tylko tak nie jest.
Jesteśmy ścisłe powiązani z wieloma państwami za Atlantykiem czy Pacyfikiem. Rolą naszych przywódców jest uswiadamianie tego społeczeństwu.
I wydaje mi się, że na razie nie ma poważnego ryzyka odizolowania się. Choc trzeba wyraźnie powiedzieć, że państwa Europy bardzo przyczyniły się do obecnych nastrojów części amerykańskich wyborców.
Sytuacja na Ukrainie a wsparcie Zachodu
Ukraina tak naprawdę walczy z Rosją od 10 lat, bo to zaczęło się w 2014 roku. Rosjanie mieli mnóstwo przewag nad Ukrainą. Użyli czego się dało i jesteśmy w sytuacji, że kontrolują około 20 procent jej terytorium.
Ponieśli ogromne straty ludzkie i sprzętowe, a ich gospodarka jakoś funkcjonuje tylko dzięki wsparciu Chin i Indii, kupujących rosyjskie surowce.
Gdyby Zachód wsparł Ukrainę pełnią swojej mocy, to ta wojna skończyłaby się już w ubiegłym roku. To nadal zależy przede wszystkim od nas.
Moglibyśmy wspierać Ukrainę na poważnie, tak żeby wygrała, a nie tak jak teraz, żeby tylko nie przegrała.